Stojąc w szafie zastanawiałem się po raz kolejny nad sensem bytu i istnienia człowieka. Egzystencja ludzka na tym świecie ma różne aspekty... Zaraz, zaraz... Nagle uświadomiłem sobie najistotniejszą sprawę. SIEDZĘ KURWA W SZAFIE. Nie śmieszyło mnie to ani trochę.
Ta cała Gajowa była podejrzana. Zdaje mi się, że bierze coś na boku. Cholera ją wie. Wygląda na taką trochę rozkojarzoną. Buja się z jednej nogi na drugą. Rozgląda się na boki. Źrenice ma lekko różowe i powiększone.
- Anfa? - Spytałem w prost. - Jak masz to się podziel a nie wciągasz na boku.
I chyba popełniłem największy błąd w życiu. Skierowała na mnie swój wzrok. Patrzyła przenikliwie. Jej spojrzenie paliło i jednocześnie zamrażało mą duszę. Spoglądała tak jakby albo chciała mnie zjeść albo obiecałbym jej bułkę. I to co powiedział do mnie zmieniło mnie, na zawsze...
- Marta.
Łza pociekła mi po policzku. Chciałem uciekać, wrzeszczeć. Nic nie było w stanie odwzorować mojego bólu emocjonalnego. Na szczęście, nagle obok mnie pojawił się rudy blondyn o ciemnych włosach.
- Czeeeeeeeeeeeeść! - Zawołał.
Spojrzałem się na niego. Kurna... Kolejna ofiara losu, która przez następne siedem lat będzie udawała mojego przyjaciela by potem ukraść mi dziewczynę. Ale przywitam się ku chwale Proletariatu.
- Ym... Cześć!
- Marta. - Powiedziała Gajowa.
Myślałem, że wyniosą mnie stamtąd w kaftanie. Na szczęście ciemno-rudo-blond włosy chłopak zareagował.
- Ta... To fajnie. O ja! Ty jesteś Olgierd Kowalsky. Na serio masz to znamię? - Zapaliły mu się jakoby ogniki w oczach.
Nie, nie, nie... Tylko nie tu. Czemu wszyscy wiedzą, że mam kutasa na lewej łopatce. Kto normalny ma albo chciałby mieć kutacha na łopatce.
- Niestety mam. A ty jak się nazywasz?
- Kamil Klamatahuman. Ale wołają na mnie Grek.
- Fajnie. Troszku się stresuję... Właściwie nawet bardzo. Zaraz puści mi pęcherz.
- Nasikaj do butelki. Na serio. Ja tak robię a potem idę na bazar i sprzedaję.
Nie miałem pytań. Posłuchałem rady Greka. Kiedy zacząłem chować butelkę pod fotelem zawołał.
- Ej! Marnujesz towar. Mogę wziąć?
Nawet nie odpowiedziałem. On wyrwał mi butelkę z ręki i schował do swojej torby. Był dziwną, ale nawet spoko osobą. Jeśli okaże się skośnookim murzynem żydowskiego pochodzenia o rudych włosach i mnie oszuka to chyba mu coś zrobię. Nagle do szafy wbiła nowa dziewczyna. Była całkiem ładna. Wyglądała tak normalnie... Za normalnie.
- Cześć! Nie widzieliście hipopotama Werki? Biegał tu gdzieś przed chwilą.
- Nie! - Zawołaliśmy chóralnie.
- No cóż. - Nagle urwała - Łaaaaał! Ty jesteś Olgierd! Ja - Julia Aactres, a ty?
- A co? Policja mnie szuka? Serio nie zabiłem mu tego człowieka. Na bazarze potrzebne były organy to zaprosiłem przechodnia na kawę. Serio. Nie zabiłem tylko wyciąłem parę organów. Swoja drogą serce poszło za niezłe pieniądze. Ale serio nie zabiłem!
- Dobra! Dobra! Spokojnie!!! - Wrzasnęła.
- Boisz się trochę?
- Nie. Ze mną jest zawsze moja druga siostra - Marge. Prawda, Marge? - Popatrzyła się w kierunku szyby.
- Ekhm... Tam jest okno.
- Jakie okno. W oknie przecież odbija się moja siostra Marge. Nigdy nie lubiła pociągów dlatego leci na swojej miotle.
- Oh... W pełni ją rozumiem. - WARIATKA!
- Załóżcie lepiej szkolne szaty. Zaraz będziemy wysiadać.
I wyszła z wagonu w szafie. Zasiała we mnie ziarno paniki. Może stwierdzenie: "dla specjalnie uzdolnionych" nie odnosi się wcale do umiejętności a do poziomu inteligencji. Nie wiem. I czemu do cholery szukała hipopotama? DA FUQ?
Na szkolne szaty składały się leginsy, biała koszula, czarne buty oraz krawat w kolorze domu. Jeszcze nie wiedziałem gdzie trafie. Było to wielką zagadką. Zakładając leginsy przy Kamilu bałem się, że mnie ogłuszy i sprzeda moje organy. Diabli wiedzą.
Niepokoił mnie też fakt, że Gajowa już od dłuższego czasu się nie odzywała. Może w końcu osiągnęła równowagę zen i ogarnęła ją bezwzględna cisza i spokój wewnętrzny, albo po prostu przedawkowała.
Kiedy drzwi szafy otworzyły się z hukiem, wszyscy pośpiesznie opuścili przedziały szafy. Kurna.Ile tu ludu. Na potęgę. Pani dyrektor, szalenie miła, młoda kobieta o wydatnych piersiach poustawiała nas w pary i wprowadziła na salę. Rozpoczęcie roku zawsze, od wieków, zaczynało się Ceremonią Przydziału. Szliśmy w parach alfabetycznie: Zenon i Julia, Weronika i Ksawery, Ja i Anna itd.
Zdziwiłem się, że potrafili nawet zmienić kolejność liter w alfabecie. Dyrektorka wyczytywała z listy coraz to nowe i nowe imiona. Co chwilę padały nazwy domów: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherine.
I przyszła moja kolej:
- Olgierd Kowalsky! - Zawołała Miszlę.
Dyrektorka założyła mi fioletowy turban w bordowe kropki na głowę. Ten zaczął od razu śpiewać: O mój rozmarynie...
- Ekhm... Ta piosenka siedzi w tobie. Musisz ją uwolnić z siebie. Cóż mogę więcej o Tobie powiedzieć. Nie myjesz włosów i to klasyfikuję Cię do Slytherinu. Ale jesteś odważny, nie boisz się ryzyka i kiedy... Kiedyś postawiłeś na przegranego żółwia 2 zł. Cóż za szaleństwo a zatem: GRYFFINDOR!
Euforia ogarnęła stolik Gryfonów, który skandował: "Mamy kutasa! Mamy kutasa!". Czy na serio, każdy o tym wie?
Do Gryffindoru w tym roku przyszło wiele osób. Żałowałem, że nie będę w domu razem z Julią i Weroniką, które trafiły do Ravenclaw'u.
Pani Dyrektor zastukała w gong obok ambony i zaczęła przemawiać:
- Kochani uczniowie! W dzisiejszym roku zmienił nam się skład nauczycieli. Będziemy na deskach naszej szkoły gościć znamienite jednostki świata magii. Dodatkowo profesor Rowsky został wicedyrektorem i cytuję: "Mam w dupie tych idiotów". - Na sali rozgorzał śmiech - Zapraszamy do nas działacza partii gejów i lesbijek, przodownika mody na lateks i dekolt do pępka oraz tegorocznego nauczyciela Obrony przed Cholerną Matmą - Profesora Jakuba Silixa.
Do stolika nauczycieli podszedł młody profesor w obcisłych różowych leginsach, piętnastu centymetrowych czółenkach oraz w koszulce w panterkę z dekoltem do pępka. Kiedy już zasiadł przy stole zawołał jedynie piskliwym głosem - GO! GO! Latex Rendżer!
Dyrektor kontynuowała:
- Profesor Rozalia Madzix będzie nauczała Tajników Chemii. Panna Madzix znana jest ze swoich metod nauczania i nie ma zamiaru zmieniać ich dla was.
Do stołu podeszła rezolutna, wesoła dziewczyna o jasnej karnacji i blond włosach.
- Zapraszam nauczyciela wróżbiarstwa, Mirzeja McGdaka!
Na podest wszedł lekko, zbzikowany nauczyciel wróżbiarstwa. Był brunetem o śniadej karnacji.
Jako, że zmorzył mnie sen nie słuchałem dłużej dyrektorki. Kiedy się obudziłem na scenę wchodziła właśnie Profesor Łaciny Użytkowej - Sylwiana Syśka Sesylia Sylwetka. Wydawała się nawet miłą osobą, ale kiedy zabiła jedną z biegających po sali kur zaklęciem z zieloną błyskawicą, poważnie się jej przestraszyłem.
- Profesor od Biznesu - Dorothe Quaque.
Jako, że była ona ostatnim z nauczycieli, zasiadła najbliżej wyjścia. Nie była za wysoka ale zdawała się roztaczać w okół siebie aurę miłości.
- Dobrze uczniowie! A teraz żryjcie i dobrze się bawcie, spotykamy się jutro na zajęciach.
Z tego co się dowiedziałem, jutro zaczynam dopiero o 11:00 i mam Latanie na Miotłach i Odkurzaczach. Podobno świetna lekcja. Zapoznałem się również z kilkoma osobami z mojego domu - Jolą, Agatą, Magdą oraz Jakubem. Zapowiadał się bardzo fajny rok.
***
Dzisiejszy odcinek sponsorowała cała klasa IA. Pozdrawiam i mam nadzieję, że wam się podoba.